Chińczycy wierzyli, że niebiosa i czarodziejskiekrainy mają jedną wspólną cechę: wybór sposobu,
w jaki chcesz się tam dostać, należy do ciebie.
Czy mieliście kiedyś wrażenie, że świat kryje w sobie jakąś tajemnicę? Że nasze codzienne życie jest tylko częścią czegoś dużo większego? Ja zawsze miałam niejasne przeczucie, że nie wszystko, co jako dzieci czytaliśmy w książkach, jest zmyśleniem. Może tylko z biegiem czasu przestaliśmy zauważać Czarowną Krainę, zatruliśmy się niewiarą i racjonalizmem? Ale co, jeśli Oni, mieszkańcy tego drugiego, magicznego świata, nie przestali wierzyć w nas? Mało tego – czują się przez nas zagrożeni, bo ich świat z dnia na dzień się kurczy?
John Crowley przedstawia nam dzieje pewnej rodziny z Edgewood, która dawno, dawno temu posiadła wiedzę o prawdziwej naturze świata. Drinkwaterowie zrozumieli, że wszystko, co ich otacza, jest częścią skomplikowanej, słodko-gorzkiej Opowieści. Ale założyciele rodu postanowili, że lepiej będzie, jeśli zapomni się o istnieniu magicznego świata, bo – choć piękny – jest on dziki, niebezpieczny i nieprzewidywalny. Nie jest to jednak takie proste, jakby się mogło wydawać.
Małe, duże zaczyna się od podróży pewnego młodego człowieka imieniem Smoky do tajemniczej leśnej osady Edgewood. Smoky odbywa wędrówkę pieszo i według szczegółowo ustalonego rytuału, by móc poślubić Alice Drinkwater, którą pokochał od pierwszego wejrzenia. Nie wie jeszcze, że tą jedną decyzją całkowicie odmieni swoje życie. Nie zdaje sobie też sprawy z tego, że jego przybycie zostało przepowiedziane i stanowi część Opowieści…
Naprawdę trudno opisać powieść Crowleya. Ursula K. Le Guin, autorka Czarnoksiężnika z Archipelagu, określiła ją jako „wspaniałe szaleństwo albo zachwycający umiar, a może obie te rzeczy jednocześnie”. Ta pięknie napisana historia jest w zasadzie sagą rodzinną – czytelnik poznaje losy kilku pokoleń familii Drinkwaterów. Opowieść rozwija się powoli, często cofa się w czasie, to znowu skacze dwa pokolenia naprzód, by nagle zatrzymać się nad jedną z bajek starego Johna Drinkwatera.
Crowley mistrzowsko miesza wszystkie możliwe konwencje, tworząc zupełnie nową jakość. Historia przez niego snuta zawiera elementy baśni, mitu, powieści obyczajowej, melodramatu, przypowieści filozoficznej, mieszczą się w niej również wątki sensacyjne i polityczne, a także wiele innych. Crowleyowi udało się sprawić, iż czytelnikowi w trakcie lektury wydaje się, że książka jest idealnie jednolita. Nie czuje on zgrzytów i przeskoków przy nagłej zmianie konwencji, bo i konwencje się nie zmieniają, ale przenikają nawzajem.
Kiedy się czyta tę książkę, nie od razu wiadomo, który wątek okaże się ważny, a który zupełnie nieistotny. Zresztą, wiele pytań pozostaje bez odpowiedzi do samego końca, co może poirytować niektórych czytelników. Ale jest w tym pewna wewnętrzna logika: prawa rządzące Czarowną Krainą są dla śmiertelników w zasadzie niemożliwe do pojęcia, ponieważ jej mieszkańcy nie kierują się tymi samymi potrzebami i pragnieniami, co ludzie. Trudno zatem o jednoznaczne odpowiedzi i przedstawienie twardych faktów. Siła całej historii Crowleya nie leży w jej treści i rozumowym jej przyswojeniu. Tej książki się nie analizuje, ją się odczuwa. Wyjątkowy klimat, jaki wytwarza Małe, duże, pozostaje z człowiekiem na bardzo długo. Nikt, kto przeczytał tę książkę, nie pozostanie wobec niej obojętnym.
Małe, duże z pewnością nie jest lekturą dla niecierpliwych, bo książka wymaga jednak dużego skupienia, choćby ze względu na mnogość bohaterów i rozciągłość fabuły w czasie. Ale potrafi na swój sposób budować niesamowite napięcie i wrażenie „czegoś wielkiego”, uczucie radosnego oczekiwania i lekkiego niepokoju, związanego z obcością świata magii. To tak, jakbyśmy szli zatłoczoną, pełną samochodów, hałaśliwą ulicą, ale jednocześnie kątem oka dostrzegali coś niecodziennego, zupełnie niepasującego do naszego życia. Tyle, że jeśli się obrócimy – już tego nie ma.
Rozmawiałam kiedyś na temat tej książki z moim bratem. On określił ją jednym słowem. Myślę, że wyjątkowo trafnie. „Magiczna”.
John Crowley: Małe, duże, tłum.: Beata Horosiewicz, Solaris, Stawiguda 2008.
Recenzja ukazała się także w serwisie Valkiria.
John Crowley: Małe, duże, tłum.: Beata Horosiewicz, Solaris, Stawiguda 2008.
Recenzja ukazała się także w serwisie Valkiria.
1 komentarz:
Mnie się podoba w tej powieści to, że magia przenika codzienność, ale bez widocznej gołym okiem ingerencji w nią. Wiele książek, które określa się magicznymi, nie są często nawet w połowie tak magiczne, jak ta. Właśnie kończę czytać pierwszy tom i jestem całkowicie zatopiona w atmosferze, którą wytwarza ta książka. Bardzo ładna recenzja :)
Prześlij komentarz