1 lutego 2009

Co łączy berserkerów i krasnoludki, czyli w jakich grzybach mieszkają smerfy


Tekst ten miał być pierwotnie sprostowaniem (czy może raczej uściśleniem) informacji przytoczonych przez Macieja Nowaka-Kreyera w artykule „Dzikie wojsko” („Fenix” 3 (92) 2000), wysłanym wyłącznie do autora, ale w trakcie pisania rozrósł się i pomyślałem, że może on zainteresować innych, zwłaszcza że ma on związek z fantastyką. Nie jest moim celem zachęcanie do stosowania narkotyków, wiary w pogańskich bogów ani nic innego, co mogłoby według niektórych ludzi ściągnąć zgubę na nasze społeczeństwo.

Maciej Nowak-Kreyer pisze o berserkerach, że w stan szału bitewnego wprowadzili się oni „gryząc tarcze, pijąc własny mocz i zażywając naturalne środki pobudzające”. Zanim doczytałem do ostatniej z wymienionych (a wyrażonej dość enigmatycznie) przyczyny, zdążyłem uśmiać się do łez: przed moimi oczami stanął zastęp olbrzymich, okutanych w skóry wojowników z zapałem wgryzających się w drewno tarcz i popijających własne, za przeproszeniem, siki. A potem, wprawiwszy się już w stan bojowego szału, z wykrzywionymi obrzydzeniem twarzami, rzucali się do walki. Śmieszne, co?

Ale wbrew pozorom, wizja ta nie jest taka znowu absurdalna. Więcej: jest bliska prawdy – jednak pominięty jest tu pewien bardzo istotny szczegół. Mocz, który pili berserkerzy, rzadko bywał ich własny! A w dodatku to właśnie on był owym tajemniczym „naturalnych środkiem pobudzającym”! Brzmi to jeszcze dziwniej, prawda? Już tłumaczę.

Według wszelkiego prawdopodobieństwa, środkiem, który stosowano do wprowadzenia się w stan szału bitewnego, była ozdoba naszych lasów – grzyb Amanita Muscaria, znany lepiej jako muchomor czerwony. Jest on znanym od wieków halucynogenem, stosowanym podczas obrzędów magicznych na terenach Finlandii, Syberii, a także, prawdopodobnie, w całej północno-wschodniej Europie, włącznie z Polską. Zawarty w nim alkaloid (muscimol) w dużej dawce powoduje stan całkowitego oderwania się od rzeczywistości, skrajną nadpobudliwość ruchową, halucynacje, zmniejszenie wrażliwości na ból [1] , czasową utratę pamięci i wiele innych efektów, do których jeszcze wrócimy (lub nie). Łatwo można sobie wytłumaczyć, że znajdując się pod wpływem muchomorów, berserkerzy rozmawiali z Odynem, dokonywali czynów z pozoru niewykonalnych, a w trakcie walki atakowali zarówno przyjaciół, jak i wrogów.

No tak – może ktoś powiedzieć – wszystko pięknie, ale co ma do tego mocz?

Otóż muchomory mają tę specyficzną właściwość, że większość substancji aktywnych w nich zawartych przechodzi przez organizm człowieka niezmieniona i może być ponownie wykorzystana przez następną osobę (lub przez tę samą, pod koniec podróży, dla przedłużenia efektu). Ale tutaj narzuca się następne pytanie. Po co mieliby berserkerzy pić czyjeś siuśki, zamiast samemu zjeść grzybka? Powód jest prosty – muchomory nie rosną na terenach, na których mieszkali wikingowie, i musiały być sprowadzane „zza granicy”. Istniały podobno szlaki handlowe, łączące przylądek Taigonos [2] i Kamczatkę, skąd je eksportowano w zamian za renifery. A ceny były ogromne – podobno za jeden grzybek płacono jednym zwierzęciem. Nic więc dziwnego, że w ramach oszczędności co młodsi i biedniejsi wojownicy musieli zadowolić się towarem „z drugiej ręki”, jakkolwiek niecelne byłoby w tym przypadku to wyrażenie… Inna sprawa, że otrzymali już produkt wstępnie „przefiltrowany” i pozbawiony części szkodliwych substancji.

Co mają do tego wszystkiego krasnoludki?

A czy zastanawialiście się kiedyś, dlaczego są to właśnie krasno-ludki? I czemu mieszkają w domkach z grzybów? Podpowiem, że jednym z ciekawszych efektów spożycia muchomorów są zaburzenia w postrzeganiu wielkości (w tym także uczucie zmniejszania lub powiększania się). Jest więc bardzo możliwe, że nasze rodzime krasnoludki (w odróżnieniu od germańskich dwarves, które są całkiem duże i wcale a wcale nie ubierają się na czerwono) powstały w głowie jakiegoś twórczego człowieka podczas grzybowej wycieczki. Niektórzy badacze (etnografowie i etnomykolodzy – tak, jest taka nauka) twierdzą, że w czasach pogańskich cała północno-wschodnia Europa stosowała w swoich magicznych obrzędach grzyby halucynogenne. Na poparcie tej tezy dają przykłady wielu współcześnie istniejących prymitywnych kultur, w których halucynogeny stosowane są w trakcie obrzędów magicznych – jak choćby Teonanacatl, Ololiuhqui czy Coatl Xoxouhqui, używane przez curandera wśród meksykańskich Indian, a których odkrycie przyczyniło się do zainteresowania etnografów i farmaceutów magicznymi obrzędami cywilizacji plemiennych.

Muszę powiedzieć, że im bardziej zagłębiam się w ten temat, tym natrętniej nasuwała mi się myśl, że u podstaw wielu mitologii (a przynajmniej ich elementów) mogą leżeć środki halucynogenne. Jest to bardzo kusząca teza, gdyż pozwala w bardzo prosty sposób wytłumaczyć zjawiska prowadzące do powstania wielu mitycznych postaci i ponadnaturalnych istot. Oczywiście nie wierzę, że rozwój tych wierzeń był stymulowany wyłącznie przez środki odurzające, ale wydaje mi się bardzo prawdopodobne, że zgodnie z zasadą brzytwy Ockhama (pamiętacie „Kontakt”?), maczały one w tym swoje palce, korzonki, listki i trzonki…

Świat przeszłości, jaki ujrzałem, biorąc za prawdziwe wyrażone tu przypuszczenia, wydał mi się zdecydowanie bardziej niebezpieczny, mroczny (choć to akurat niekoniecznie), ciekawy i …realny niż ten postrzegany dotychczas. I nawet jeśli teorie te są błędne, to może staną się inspiracją do stworzenia przez kogoś takiego świata, w którym będą prawdziwe.

A na zakończenie chciałbym podzielić się perełką, którą znalazłem w trakcie pisania tego tekstu. Przez cały czas chodziło mi po głowie zmniejszanie się i powiększanie… i:

– Od jednej strony się rośnie, od drugiej – maleje.
„Od jednej i drugiej strony, ale czego?” – pomyślała Alicja.
– Grzyba – odpowiedział pan Gąsienica, jak gdyby usłyszał pytanie, po czym znikł w trawie.
Alicja przypatrywała się przez chwilę grzybowi, starając się rozróżnić dwie strony, o których mówił pan Gąsienica. Ale jak to zrobić, skoro grzyb był okrągły? Na koniec objęła do rękami, jak najdalej mogła, i odłamała po kawałku z obu końców.
Jak teraz odróżnić te kawałki? – zapytała Alicja odgryzając odrobinę grzyba z prawej ręki. W tej samej chwili poczuła gwałtowny ból: kurcząc się stuknęła podbródkiem o kolano!
(Lewis Carroll „Alicja w krainie czarów”, tłum. Antoni Marianowicz)

P. S. Nie chciałbym, żeby po przeczytaniu tego tekstu ktoś struł się muchomorami, więc apeluję o rozsądek. Podkreślam przy tym, że właściwości halucynogenne mają jedynie muchomory czerwone i panterowe (które są silnie toksyczne). Inne odmiany są trujące, nie wykazując przy tym żadnych właściwości psychoaktywnych. Zwłaszcza muchomory sromotnikowe i muchomory jadowite powodują zgon bez halucynacji. Zdecydowanie odradzam samodzielnych prób. Tym bardziej, że po drugiej stronie nikt Wam już nie pomoże.

Paweł Wójciak



Przypisy:
[1] Choć tu sprawa jest bardziej skomplikowana: wrażliwość na bodźce jest w zasadzie zwiększona, lecz możliwe się staje zniesienie dużo większego ich natężenia niż w stanie normalnym (podobnie odczuwają ból drapieżniki). Skądinąd, dzielne znoszenie (czy może niezauważanie) poważnych urazów jest również zauważalne u osób, które się po prostu upiły…
[2] Ja tego przylądka na mapie nie znalazłem, ale być może po polsku nazywa się on inaczej lub mój atlas jest zbyt niedokładny. Informację podaje za: A. Hoffer, H. Osmond "The Hallucinogens", 1967, s. 443-454.


© Przedruk za zgodą i wiedzą autora. Publikacja ukazała się także na Valkirii, w tym miejscu.

Brak komentarzy: