23 maja 2009

"Północna granica" Feliksa W. Kresa - recenzja


Feliks W. Kres to pisarz dobrze znany, a jednak owiany mgiełką tajemnicy. Choć jest laureatem wielu nagród, w tym prestiżowej Nagrody im. Janusza A. Zajdla, niewiele o nim wiadomo, bo wysoko ceni sobie prywatność. Posiada grono zagorzałych fanów, ale także niemałą gromadkę zajadłych przeciwników. Nic w tym zresztą dziwnego, bo Kres jest pisarzem zupełnie wyjątkowym, przez co wzbudza spore emocje. Kto go jeszcze nie zna, ma teraz okazję nadrobić braki, a to dzięki wznowieniu Północnej granicy.

Z ogromną przyjemnością sięgnęłam po tę książkę po raz kolejny. Północna granica jest opowieścią osadzoną w stworzonym przez Kresa od podstaw, unikatowym i fascynującym świecie, zwanym światem Szereru. Tytułowa granica jest niespokojnym miejscem na samym skraju Wiecznego Cesarstwa, w którym ścierają się dwie niepojęte, obdarzone niemal boską mocą siły – Szerń i Aler. Obie rządzą podległymi im krainami, a ich wyroki są niezrozumiałe i często bezlitosne. Istoty z drugiej strony granicy są uosobieniem obcości, a przez to wzbudzają w mieszkańcach imperium odrazę i strach. Samotna armektańska stanica z coraz większą trudnością odpiera ataki obdarzonych przez Aler rozumem stworzeń. My, czytelnicy, przypatrujemy się tym zmaganiom z pierwszej ręki, poznając indywidualne historie załogi stanicy, oglądając kolejne bitwy, ale także i codzienne, szare żołnierskie życie.

Północna granica to naprawdę mocna, chwilami wstrząsająca lektura. Autor wojny nie upiększa, nie uwzniośla, nie poetyzuje. Ale w całym tym brudzie, mroku i okrucieństwie, które oglądamy, dostrzec można czasem odrobinę piękna. A ponieważ nie jest ono podkreślane nadętą wymową i piętrowymi metaforami, tym bardziej chwyta za serce. Bo oszczędny, jasny styl jest wizytówką Kresa, który daleki jest od formalnych eksperymentów i niepotrzebnego udziwniania.

Pisarz serwuje nam kawał dobrej, nienagannej warsztatowo prozy, którą cały czas stara się ulepszyć. Paradoksalnie, dowodem na perfekcjonizm Kresa może być drobny błąd, który zakradł się do tego wydania książki. Otóż jeden z bohaterów wydaje dyspozycje: "Gdybym zginął, dowodzenie przejmuje Rest. Ale tylko do końca bitwy, potem całością dowodzisz ty, Rest. Jesteś jeźdźcem, znasz teren, będziesz umiał prowadzić oddział". Skąd to dziwne, absurdalne powtórzenie imienia i kto tak naprawdę miał dowodzić? Ano odpowiedź znajdziemy w wydaniu Trickstera z 1995 roku, w którym fragment ten wygląda następująco: "Gdybym zginął, dowodzenie przejmuje Rest. Ale tylko do końca bitwy, potem całością dowodzisz ty, Drwalu. W oddziale jest więcej piechoty, niż jazdy i lepiej, żeby dowodził piechur". Pisarz widocznie przemyślał rozkaz i stwierdził, że logiczniejsze jest, by w bitwie dowodził ciężkozbrojny, natomiast w terenie – jeździec. Tylko wprowadzając tę kosmetyczną zmianę, zapomniał zmienić imię w pierwszym zdaniu. Ale ta jedna drobna pomyłka daje czytelnikowi wskazówkę co do tego, jak nieustająco Kres pracuje nad swoimi tekstami, by puścić w świat powieść coraz lepszą.

Warto jeszcze dodać, że autor Północnej granicy ma niespotykaną umiejętność kreowania pełnokrwistych, zróżnicowanych charakterologicznie bohaterów i realistycznego przedstawiania ich wewnętrznych rozterek. Jest to o tyle ważne, że powieść ta w dużej części opowiada o konflikcie między powinnością jednostki a niezbadanymi wyrokami Szerni, jak również o tym, jak postrzegamy obcość, inność i jak na nią reagujemy.

Sięgnijcie po tę książkę, jeśli macie śmiałość wkroczyć do mrocznego świata wykreowanego przez Feliksa W. Kresa. Warto.


Feliks W. Kres: Północna granica, Wydawnictwo MAG, Warszawa 2009.

Ta recenzja została napisana dla serwisu Valkiria i jest dostępna po tym adresem.

19 maja 2009

Stephen King na wielkim ekranie - recenzja


Książki Stephena Kinga zawsze cieszyły się wielkim powodzeniem. Bardzo wiele z nich zostało zekranizowanych i jako filmy również odniosły znaczny sukces, zadowalając zarówno krytyków, jak i publiczność. Któż z nas nie pamięta Misery, Lśnienia czy Miasteczka Salem? I oto pojawia się na naszym rynku antologia Stephen King na wielkim ekranie, zawierająca pięć słynnych opowiadań, na podstawie których nakręcono takie filmy jak Krainę wiecznego szczęścia z Anthony Hopkinsem, obsypany nagrodami Skazani na Shawshank czy 1408 Mikaela Håfströma.

W ręce czytelników trafia ładnie wydana książka, która na pewno sprawi przyjemność nie tylko miłośnikom horrorów. A to dlatego, że każde z pięciu opowiadań niesie ze sobą zupełnie inny klimat i nastrój. Można tu znaleźć tak piękne, pełne nadziei, wzruszające opowiadanie non-fiction (Skazani na Shawshank), jak i napawającą niepokojem opowieść o wyznawcach przerażającego kultu (Dzieci kukurydzy). W tomie znajduje się również fantastyczne, sprawnie napisane opowiadanie o pokoju hotelowym (1408), które najprawdopodobniej sprawi, że już nigdy nie będziecie patrzeć tak samo na noclegi poza domem. Jest tu także fragment powieści Serca Atlantów (Mali ludzie w żółtych płaszczach), który zawiera historię pewnego dorastającego chłopca zaprzyjaźniającego się z tajemniczym, starszym panem. Stosunkowo najsłabsze jest opowiadanie pt. Maglownica. Może dlatego, że nawiedzona przez krwiożercze bóstwo maszyna wzbudza we mnie raczej rozbawienie niż strach. Ale jak pisał sam Stephen King: "nadal jednak będę się upierał, że to najlepsze istniejące opowiadanie, w którym urządzenie z pralni ucieka pod presją". Może i racja.

Opowiadania poprzedzone są krótkimi notkami od autora, w których odkrywa on kulisy ich powstania i historie kryjące się za ich filmowymi adaptacjami. Całość zbioru to naprawdę przyjemna, lekka lektura i z czystym sumieniem mogę polecić ją każdemu. Szkoda tylko, że w tomie nie znalazło się miejsce na jeszcze jedno opowiadanie, a mianowicie na Sekretne okno, sekretny ogród. Historia ta została zekranizowana w 2004 roku, a w rolę Morta Rainey’a wcielił się nieoceniony Johnny Depp. Moim zdaniem to trzymające w napięciu opowiadanie pasowałoby do antologii lepiej niż, dajmy na to, Maglownica. I rozszerzyłoby jej zakres gatunkowy dodatkowo o thriller. Ale przecież nie można mieć wszystkiego.

Każdy miłośnik Kinga i każdy miłośnik kina powinien sięgnąć po tę książkę. Tym bardziej, jeśli zna filmy, których scenariusze opierają się na znajdujących się w niej historiach. Warto sprawdzić i porównać kinową adaptację z literackim oryginałem. Kto wie, może parę rzeczy jeszcze was zaskoczy…


Stephen King: Stephen King na wielkim ekranie, tłum. P. Braiter, M. Mazan, M. Wroczyński, A. Nakoniecznik, Z. A. Królicki, Prószyński i S-ka, Warszawa 2009.

Ta recenzja została napisana dla Valkirii i jest również dostępna w tym miejscu.