5 grudnia 2008

Doris Lessing "Pamiętnik przetrwania" - recenzja


Przez opustoszałe ulice ciągną koczownicze bandy młodzieży, rabując i plądrując, co się da. Z okien zrujnowanych domów obserwują je nieliczni mieszkańcy, którzy jeszcze nie opuścili miasta w poszukiwaniu lepszego życia. Problemy z żywnością i dostępem do wody pitnej rosną z dnia na dzień. Ludzie zaczynają chorować na nowe, nieznane dotąd choroby. Rozpadają się więzi rodzinne, degeneruje język. Z użycia wychodzą takie określenia, jak „kochać”, „opiekować się”, „być lojalnym”. Nikt nie rozumie już ich znaczenia. Świat zalewa fala chaosu. Rządzący nadal utrzymują pozory normalności, tworząc kolejne martwe ustawy i tocząc jałowe dyskusje tylko po to, by usprawiedliwić jakoś swoje przywileje, zapewniające im specjalne zabezpieczenie. Młodzież, która nie pamięta już dawnych czasów, staje się niebezpieczna i dzika. Szkoły i instytucje społeczne przestają istnieć. Handel wymienny wypiera obrót pieniędzmi. Ludzkość cofa się do struktur życia plemiennego, zapewniającego większe bezpieczeństwo. Gra toczy się już wyłącznie o przetrwanie.

Taki apokaliptyczny obraz niedalekiej przyszłości maluje przed naszymi oczami Doris Lessing w "Pamiętniku przetrwania". To opowieść o zmianach zachodzących w świecie, zmianach przerażających i nieodwracalnych. To historia ludzi próbujących zaadaptować się do nowych warunków i uparcie dążących do utrzymania normalności, zwyczajności, stworzenia jakiegoś rodzaju stabilizacji. „Podczas gdy wszystko się załamało, wszelkie formy społecznej organizacji, my żyliśmy nadal, porządkując swoje życie, jakby nic istotnego się nie działo”.

Na takim tle, narratorka, spisująca tytułowy pamiętnik, opisuje dorastanie pewnej dziewczynki – Emily – powierzonej jej w opiekę przez nieznajomego mężczyznę. Narratorka jest starszą panią uważnie i chłodno obserwującą otaczających ją ludzi i zmiany zachodzące w świecie. Studiuje zachowanie swej podopiecznej, jej próby „tworzenia siebie”, odnajdowania własnej tożsamości w tym nowym, dzikim świecie. Choć Emily próbuje dostosować się do rzeczywistości, rozmawiając z członkami gangów, zbierając informacje, ubierając się jak jej rówieśnicy, napotyka na barierę nie do przejścia. Otóż głęboko w niej zakorzenione są anachroniczne wartości, nieistotne już, a nawet groźne w walce o przetrwanie – moralność, odpowiedzialność i lojalność.

Na innej płaszczyźnie narratorka bada tajemnice świata za ścianą jej mieszkania. Rzeczywistość rozmywa się, a ona wędruje od wizji do wizji, jak we śnie. Odnajduje tam wciąż nowe pokoje i wyzwania. Wycieczki te są często trudne i nużące, ale narratorkę pociąga w nich poczucie nieograniczonych możliwości. Co jakiś czas natrafia także na „sceny osobowe” – jak zwykła je nazywać. Są to fragmenty z życia Emily, wyrwane z kontekstu obrazy z jej domu rodzinnego, w którym panowała jej matka – wysoka, apodyktyczna kobieta, a w którym ojciec – wojskowy – stał zawsze w cieniu, na drugim miejscu, przepełniony poczuciem winy i obowiązku. Świat za ścianą nie jest rzeczywisty, choć niezaprzeczalnie prawdziwy. Mówi nam o tym, jak pełne i nieograniczone są możliwości życia wewnętrznego, jak blisko splatają się nasze myśli, wspomnienia, sny, niepokoje ze światem wokół nas. Jak mało wiemy o tym, co w nas tkwi, i jak uważnie musimy badać sami siebie, nawet wtedy, kiedy wcale nie mamy na to ochoty.

Cała powieść pisana jest stylem XIX-wiecznej prozy realistycznej. Odmalowuje bez emocji, jednak z pełnym oddaniem każdy szczegół świata przedstawionego. Uderza jednak kilka niekonsekwencji, tym bardziej widocznych, jeśli weźmie się pod uwagę przejawiającą się w opisach dbałość o drobiazgi. Oto na przykład narratorka, wędrując po budynku, w którym windy dawno przestały już działać, wspina się na piąte piętro. Znajduje tam dzieci opiekujące się hodowanymi w pokojach zwierzętami gospodarskimi – kurami, świniami... i koniem. Jakim cudem dzieci wprowadziły konia na piąte piętro? I w jakim celu? Jak wiemy z innych części książki, w okolicy było całe mnóstwo opuszczonych budynków, które idealnie spełniałyby funkcję stajni. Takich drobniutkich, dziwacznych wpadek w książce jest kilka. Ale to mała cena za tak wybitne dzieło, które z całą mądrością i doświadczeniem wielu przeżytych lat opisuje rozwój społeczeństwa i człowieka jako jednostki.

Doris Lessing na Worldconie w 1987 roku, na który została zaproszona jako gość honorowy, określiła "Pamiętnik przetrwania" jako swego rodzaju próbę autobiografii. Warto zaznaczyć w tym kontekście, że ojciec LessingAlfred Tayler – był żołnierzem (do czasu, gdy stracił obie nogi podczas I wojny światowej), a matka miała na imię Emily. Ale autobiograficzność tej powieści to głównie przedstawienie pewnej mądrości i ogółu doświadczeń, zebranych w czasie ciekawego, buntowniczego życia, jakie prowadziła pisarka. Urodzona w 1919 roku w Persji (dzisiejszy Irak), znana z kontrowersyjnych poglądów i odwagi w ich głoszeniu Lessing, prowadziła pełne zaangażowania życie, które pozwoliło jej spojrzeć z innej perspektywy na przemiany społeczne zachodzące w świecie i na samego człowieka jako jednostkę w zmiany te uwikłaną. I tak w "Pamiętniku przetrwania" zdaje się mówić o tym, co najważniejsze, co nigdy nie powinno być zapomniane – jesteśmy ludźmi i naszym obowiązkiem jest myśleć o sobie nawzajem, niezależnie od okoliczności. Pomimo trudności i ofiar, jakie trzeba będzie ponieść, pomimo tego, że walka może być z góry przegrana, trzeba przynajmniej spróbować każdemu człowiekowi dać szansę na lepsze życie.

88-letnia Doris Lessing w 2007 roku otrzymała Nagrodę Nobla w dziedzinie literatury za całokształt twórczości. Każdego, kto chciałby zapoznać się z jej dorobkiem literackim, gorąco zachęcam do rozpoczęcia lektury od "Pamiętnika przetrwania", bo to właśnie w tej książce znajdziemy odbicie wielu wątków powtarzających się we wcześniejszych powieściach pisarki.


Doris Lessing: Pamiętnik przetrwania, tłum.: Bogdan Baran, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2007.
>>LINK<< do tej recenzji na Valkirii.

Brak komentarzy: